niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 2

                Głowę przeszywał dotkliwy ból. Każda myśl sprawiała, iż następowała nowa fala, silniejsza od poprzedniej. Wkoło niej wciąż panowały egipskie ciemność, choć przytomność już odzyskała. Siły niestety wciąż były wyczerpane. Nie mogła nawet otworzyć powiek. Mogła jedynie sugerować się węchem, lecz to nie pomogło. Po ciele przechodziły ją dreszcze, nieustępliwe. Nie pozwalały niczego poczuć. Ból głowy zagłuszał ją. Musiała czekać, czekać w niepewności. W miejscu, w jakim się znajdowała, panowała cisza. Na pewno była sama, ponieważ nie słyszała nawet ludzkiego oddechu. Gdy dreszcze minęły była w stanie bardziej ocenić swoje położenie. Od razu stwierdziła, że leży. Leży na wygodnym łożu. Przykrywa ją delikatny koc. Jej ręce były wyciągnięte ponad nakrycie. Nadal nie była w stanie się poruszyć. Wszystko ważyło co najmniej tonę. Nie była w stanie tego udźwignąć.



                Dopiero po pewnym czasie nabrała na tyle sił, by móc otworzyć powieki. Obraz znów zamazany. Po kilkunastu szybkich mrugnięciach widok wyostrzył się. Leżała w ogromnym łożu. Nad nią rozpościerał się przeźroczysto-czerwony baldachim, na skalnych ścianach porozwieszane były pochodnie, płonące wiecznym ogniem. Po jej prawej stronie, przy ścianie, znajdował się kominek. W środku palił się intensywny ogień, choć nie było tam ani krzty drewna. Na ścianach wisiały obrazy, przepiękne pejzaże. Przedstawiały morza, łąki, lasy i wiele innych. Spojrzała w dół. Była przykryta brązowym, puszystym kocem. Wszystko to wyglądało jak średniowiecze. 
                Niespodziewanie w głowie gwałtowna fala bólu. Cicho jęknęła, zacisnęła powieki i złapała się lewą dłonią za głowę. Zaczęła ją masować. Natknęła się na coś twardego. To coś zleciało z jej głowy, odbiło się od łóżka i z hałasem spadło na ziemię. Zetknięcie się posadzki z tą rzeczą nie było najprzyjemniejsze, lecz nie przejęła się bólem. Ciekawość była znacznie silniejsza. Gdy echo rozeszło się po całej komnacie przez chwilę nasłuchiwała czy ktoś nie idzie. Cisza. Pomału przekręciła głowę i spojrzała na dół. Na drewnianej podłodze leżał czarny metal. Była to korona. Jej boki wyglądały jak ogień, a na środku korony tworzył się krzyż, a w nim czerwony, okrągły rubin. Dziewczyna lekko zbladła. 
                Westchnęła głęboko i nagle poczuła w sobie nowe siły. Odkryła się i wstała na równe nogi. Jeszcze przez chwilę się chwiała, lecz szybko ustabilizowała swoją równowagę. Spojrzała na swoje ubranie. Spodziewała się, że ujrzy na sobie popielatą bokserkę, zgniłozielone rybaczki i najwyżej zielone sandały, lecz nie. W ogóle dlaczego ona nic nie pamięta? Co się wtedy stało? Dlaczego ma na sobie zupełnie inne ubranie niż poprzednie, gdy pokłóciła się z Michałem? Nagle doznała olśnienia. Przypomniała sobie wszystko. Jaskinię, chłopaka, dym, a potem zemdlała. 
                - Matko, ten dym sprawił, że zemdlałam. Co w nim było? A jeżeli to narkotyk? - mówiła na głos do siebie. 
                Nagle ruszyła się. Podeszła do okna, które było na przeciw kominka. Delikatnie wyjrzała przez nie, aby nikt jej nie zobaczył. Szybko jednak stanęła normalnie, gdyż przekonała się, że nikogo tam nie ma. Krajobraz był co najmniej dziwny. Jasnoszare niebo, choć nie było chmur. Ziemia nie była pokryta trawą czy jakąkolwiek roślinnością. Sam piach, kamienie i kurz. Jej okno znajdowało się dość wysoko nad ziemią, by było można przez nie uciec. Około trzeciego piętra, może wyżej. Spojrzała nieco dalej. Budynek, w którym się znajdowała, był otoczony potrójnym murem. Była w stanie ujrzeć także rzekę, która otaczała mur od zewnątrz. Skamieniała. Usta zaczęły jej drgać, oddech szybki i nierówny. Drżące dłonie położyła na ustach. Jedną z nich przejechała po włosach. Co ona ma zrobić? Rzeka, która otaczała mury była ognista. Tak właśnie wyglądał dworzec Hadesa, może nie prawdą jest, że to stalowa baszta, lecz prawdziwy, okazały zamek.
                Gwałtownie odepchnęła się od okna. Zrobiła kilka kroków w tył. Rozejrzała się na boki. Przy jednej ze ścian wisiało ogromne lustro. Wysokie na dwa metry i szerokie na półtora metra. Ujrzała tam dziewiętnastoletnią dziewczynę o bardzo jasnych blond włosach, złotych oczach i czerwonych ustach. Były one bardziej czerwone niż zawsze. Może, dlatego że trochę zbladła. Na sobie miała biały chiton. Zrobiony z lnu i wełny, lekko fałdowany. Dookoła talii miała dwie, krzyżujące się, złote przepaski. Zaś jeszcze jedną miała pod piersiami. Ramiączka także lekko ozłocone. Do jej ramienia mocno przylegała biała bransoleta. Ściskała mocno, nie zaprzeczę, lecz pięknie się prezentowała i była nawet wygodna. Ale na bosych stopach miała sandały. Wszystko to było nad zwyczaj lekkie. Długie włosy rozpuszczone, boki lekko zagarnięte do tyłu. Prosta grzywka spadała jej na czoło.
                Przełknęła ślinę i spojrzała na wielkie drewniane drzwi z metalowymi zawiasami oraz klamką. Pomału zacisnęła na niej dłoń, a potem popchała ku dołowi. Wrota otwierały się do wewnątrz, a za nimi pojawił się korytarz. Zrobiony z czarnego kamienia, a podłoga wykładana panelami. Ściany przyozdobione obrazami - portretami. Przyjrzała się jednemu z nich. Przedstawiał on wysokiego, smukłego, jasnowłosego młodzieńca w zwiewnej sukni przepasaną na biodrach złotą tasiemką. Jego oczy były przejrzyste. W dłoni miał cytrę. Karolina bez problemu odgadła, kto to jest. Był to bóg wyroczni i wróżb, pan słońca - Apollo. Następny obraz przedstawiał kobietę, opartą o berło. Wysoka, dumna, ubrana w fałdziste szaty, na głowie ma diadem skąpany w gwiazdach. Jej ciemnie, surowe, rozkazujące, lecz piękne oczy patrzyły przed siebie. Jakby nie zwracała uwagi na świat ją otaczający. Lecz dziewczyna poczuła coś intrygującego spojrzawszy na jej ciemnobłękitne oczy, niczym u młodej jałówki. Było w nich widać blask. Blask, jakiego nie spotka się na innych obrazach. Tę postać także rozpoznała bez problemu. Pani nieba, patronka niewiast, żona Zeusa - Hera.
                Każde kolejne obrazy przedstawiały bogów. Nie było ich wiele, ponieważ w znacznych odstępach od siebie. Dziewczyna zupełnie zapomniała o strachu. Szła przed siebie oglądając obrazy. Przy każdym przypominała sobie mity związane z tą osobą. W końcu była zmuszona zatrzymać się. Droga rozwidlała się. Spojrzała w lewo, schody w dół, spojrzała w prawo, ślepy zaułek. Ale w ślepym zaułku, w kącie coś leżało. Oddychało spokojnie. To coś było wielkie. Nagle zauważyła parę ślepiów, potem kolejną i kolejną. Zwierze podniosło się. Czarny, trzygłowy pies z zębiskami ostrymi jak brzytwa. Wysunął białe kły i spojrzał na nią groźnie. Zaczęła się pomału cofać, ale on nie spuszczał ją ze wzroku. Gdy zaczęła cofać się w stronę schodów, Cerber gwałtownie zaczął szczekać i rzucił się na nią. Karolina zręcznie zrobiła unik i podbiegła schodami piętro niżej, tam skręciła w kilka zaułków, aż straciła całkowitą orientację. Potykała się o własne nogi, biegła najszybciej jak potrafiła.
                W końcu trafiła na kolejne rozwidlenie korytarza. Nie miała czasu zastanawiać się, w którą stronę uciec. Pomiędzy drogą prawą a lewą, na wprost niej znajdowały się drzwi. Różniły się one od pozostałych. Były znacznie większe, jaśniejsze i dzieliły się na dwie części. Karolina jak strzała wbiegła do tego pomieszczenia. Nie dała rady zamknąć drzwi, gdyż Cerber włożył tam jeden ze swoich łbów. Pchała najmocniej jak potrafiła, człowiekowi odcięłaby głowę, lecz nie jemu. Z jego paszczy wylatywała ślina, a oczy pałały czystą furią i brakiem kontroli. Aby odpędzić bestię ściągnęła jednego buta i dała bestii, aby zaczął go gryźć. Następnie wyrwała mu i gwałtownie otworzyła drzwi. Mało brakowało, a piekielny pies rzuciłby się na nią, lecz w tej chwili pobiegł za butem, który wyrzuciła Karolina. Pies zaaportował, lecz nie zastał już otwartych drzwi.
                Oparłszy się plecami o drzwi, westchnęła ciężko. Pomieszczenie znacznie różniło się od pozostałych. Gładkie, kremowe ściany, elegancki kominek, jak nie z tych czasów. Czarne, skórzane meble składające się z dwóch foteli naprzeciwko kanapy. Pomiędzy nimi stał szklany stolik. Przy ścianach stało mnóstwo regałów z książkami. Książki ułożone alfabetycznie według tytułów. Do ścian przypięte były miecze, dzidy i tarcze.
                - Muszę przyznać, że jeszcze żadnej osobie nie udało się uciec, a co dopiero przechytrzyć Cerbera - rzekł przystojny mężczyzna wychodzący zza jednego z foteli.
                Miał on czarne włosy. Były one tej samej długości, co jej, a raczej dłuższe. Rzadka grzywka bezwładnie opadała mu na oczy. Cerę miał bladą, a oczy czerwono-czarne. Doskonale widziała jego okazyjne muskuły i był o wiele od niej wyższy. Przez całe przedramienia przechodziły mu metalowe bransolety, a na ramieniu miał taką samą jak ona, tylko że złotą. Na klacie zbroja bez naramienników, tego samego kroju, co dłuższa bransoleta. Dolną część ciała zasłaniała mu rzymska spódnica. Umięśnione łydki i uda były odsłonięte. Na stopach miał czarne sandały. Po prawej stronie krtani, na barku, widniała broszka z wirującym ogniem. Od niej szła czarna, jak piekielne czeluści, peleryna. Postrzępiona przy ziemi. W dłoni miał czarną kosę z czerwonymi, zaplatanymi wiązami. Na końcu kosiska widniała biała czaszka, a ostrze kosy było koloru bardzo ciemnego metalu. Karolinę otoczyło dziwne uczucie. Nie była w stanie go opisać.
                - Kim jesteś? - spytała nie odrywając się od drzwi. 
                - Może teraz mnie poznajesz? - zapytał zmieniając się w chłopaka, którego widziała w sadzie, za pomocą pstryknięcia palcami.
                - To ty. To ty mnie otumaniłeś! Kim jesteś?! - rozzłościła się.
                - Nie ma potrzeby podnosić głosu. A w ogóle na pewno zorientowałaś się, gdzie jesteś i kim ja jestem - odpowiedział czarująco.
                - Nie, nie mam bladego pojęcia, kim jesteś - odpowiedziała uspokajając się.
                - Jestem panem tego zamku! Panem, a zarazem bogiem podziemi! - rzekł doniośle znów zmieniając swój wygląd. - Na pewno wiesz, kim jestem, nie udawaj.
                - Hades - wyszeptała z oczyma szeroko otwartymi.
                - Tak, kotku. Zgadłaś. A tak pro po, ładnie wyglądasz - powiedział oglądając ją od głowy do stóp.
                - A skoro jesteśmy przy temacie. Co to ma być?! - pokazała na suknię.
                - Jak to „co” - chiton. Nie słyszałaś nigdy o takiej...
                - Dobra, dobra - przerwała mu. - Ale jak to się znalazło na mnie?!
                - Jestem bogiem piekła, bólu i cierpienia. Potrafię z zamkniętymi oczyma wyrządzić komuś takie tortury, że zapamięta to nawet po śmierci. Ściągnięcie z ciebie tamtego ubrania i założenia chitonu z zamkniętymi oczami, to dla mnie drobnostka. Choć, nie twierdzę, że tak było - uśmiechnął się słodko.
                Karolina rozzłościła się. To, co usłyszała, wparło ją w ogromną złość. A że jest dziewczyną, która nie odpuszcza, nie mogła tego tak zostawić. Śmiało do niego podeszła i z rozmachem spoliczkowała go. Dźwięk stopniowo rozniósł się po całym pomieszczeniu. Dziewczyna w duszy uśmiechnęła się, lecz nie dała tego po sobie poznać. Policzek Hadesa lekko się zaczerwienił. Pomału przekręcił głowę w jej stronę i westchnął.
                - To nie było najrozsądniejsze - powiedział pomału z lekkim uśmiechem.
                Karolina wcale się tymi słowami nie przejęła. Wrogo na niego patrzyła. Jej oczy paliły gniewem. Niespodziewanie Hades złapał swoją kosę obiema rękoma, obrócił Karolinę i założył kosę przed dziewczynę w taki sposób, że była plecami przyciśnięta do jego ciała. Ona jednak nie dała za wygraną. Mocno nadepnęła mu na stopę, a wtedy automatycznie kosa została wypuszczona z jednej ręki. Mogła się uwolnić. Odbiegła parę kroków i patrzyła na niego. Nie miała zamiaru uciekać. Mężczyzna szybko otrząsnął się po bolesnym uderzeniu. Lekko zgarbiony oparł się o kosę.
                - No proszę. Jesteś inna niż wszystkie inne kobiety, które znam. Waleczniejsza. Może to i dobrze? Nie będzie mi się z tobą nudzić - na jego ustach wciąż widniał łobuzerski uśmieszek.
                Wyprostowawszy się, spokojnie do niej podszedł. Delikatnie złapał ją za podbródek i spojrzał jej w oczy.
                - Jesteś moja, kotku.
                - Puszczaj mnie!

Przejdź do:
-Rozdział poprzedni: Rozdział 1
-Rozdział następny: Rozdział 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon by Impressole