niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 4

                Po mocnym związaniu prześcieradła i dwóch części baldachimu wyszła z tego długa lina. Karolina mocno przywiązała ją do ciężkiego łoża, wiedziała, że to się nie odsunie. Otworzyła okno. Delikatny powiew wiatru wstrząsną jej włosami. Jeszcze raz wyjrzała przez okno i sprawdzała czy kogoś nie ma. Ani jednej żywej duszy, droga wolna.
                - Mężczyźni są tacy naiwni - mówiła wyrzucając materiałową linę przez okno. - Myślą, że kobiety mózgu nie mają, a tak naprawdę są mądrzejsze.
                Dziewczyna bez wahania wyskoczyła przez okno. Gdy tylko stanęła na nogach, spokojnie się rozejrzała. Wciąż nikogo nie było, a główna brama była otwarta na oścież. Nie zastanawiając się pobiegła w tamtą stronę. Nikt nie stanął jej na przeszkodzie, lecz pojawiało się pytanie. Którędy teraz? Nagle zatrzymała się. Przed nią ukazało się coś w rodzaju jaskini. Do środka płynęła rzeka, a przy brzegu znajdował się drewniany pomost. Stanęła na nim i przyglądała się w ciemną dal. Nic nie widziała. Dookoła niej panowała głucha cisza. Usiadła po turecku i ślepo patrzyła się przed siebie.
                Niespodziewanie usłyszała gwałtowne, lecz wolne ruchy wody. Spojrzała w głąb jaskini. W jej stronę płynę coś w rodzaju gondoli. Prowadził ją chudy mężczyzna w ciemno brązowej pelerynie z kapturem. Karolina wstała i spokojnie patrzyła, jak łódź podpływa do pomostu. Gdy tylko była na wyciągnięcie ręki - zatrzymała się. Mężczyzna skłonił się w pasie.
                - Witaj, pani. Mogę ci w czymś pomóc? - zaczął rozmowę.
                - Eem… Dzi… Dzień dobry. Mógłby mnie pan przewieść na drugi brzeg? Tylko, że ja nie mam pieniędzy - odpowiedziała nieśmiało.
                - Proszę, mówi mi Charon. Z chęcią bym cię przewiózł, lecz czy Hades się zgodził, abyś sama przeprawiała się na tamten brzeg? Do świata żywych?
                Karolinie zabłysły oczy, gdy tylko usłyszała o świecie żywych. Mogła się stąd wydostać i ukryć się wśród normalnych ludzi.
                - T… Tak, zgodził się - odpowiedziała naturalnie.
                - A więc przewiozę cię za darmo. Wsiadaj, tylko ostrożnie.
                Dziewczyna śmiało weszła do łodzi. Gdy odpływali ostatni raz spojrzała na zamek. Ogromna budowla otoczona wysokim murem. Widoczne były tylko trzy wieże, lecz wiedziała, że jest ich więcej.
                Więcej już nie spojrzała. Nie odezwała się ani razu. W końcu przybili do brzegu. Gdy tylko wysiadła, ujrzała jak Charon odpływa, lecz na jego łodzi byli już jacyś ludzie. Nie wyglądali oni normalnie. Wszyscy byli młodzi i lśniło od nich delikatne, błękitne światło. Twarze były uśmiechnięte, w ogóle nieprzestraszone, co stanowiło jej przeciwieństwo. Wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie. Miejsce to było dziwne. Raz robiło się jaśniej, raz ciemniej, choć panowała tam wieczna noc. Nie było można tego wyjaśnić w sposób naturalny. Droga zaczęła piąć się pod górę. Nie była stroma, lecz długa. Po około trzydziestu minutach zaczęło robić się jaśniej. I coraz bardziej, i bardziej. Wreszcie stanęła naprzeciwko czarnej bramy wstawionej w skale. Była ozdobiona różnymi, pięknymi wzorami, lecz nie było możliwość przejść przez nią czy pod nią, czy nad nią. W dodatku była zamknięta, więc nie było inne ucieczki. Pogrążona w smutku usiadła w ciemnym kącie i zasnęła.

***
                Rozległo się pukanie do drzwi, które po pewnym czasie zaczęły się otwierać. To Eureka przyszła odwiedzić Karolinę i dać jej coś do jedzenia i picia. Położyła złotą tacę na szafeczce nocnej.
                - Pewnie jesteś strasznie głodna. Nic od dawana nie jadłaś. Na pewno także chce ci się pić. Prawda?
                Służąca rozejrzała się po pokoju, lecz nigdzie jej nie widziała. Ze strachem i zdenerwowaniem szukała jej w każdym kącie, każdym zakamarku. Łzy naleciały jej do oczu, a gdy spostrzegła, że jej nie ma, nie wytrzymała i zaczęła płakać, dopiero wtedy zauważyła brak prześcieradła i baldachimu. Zostawiając wszystko wybiegła z pokoju. Nie biegła długo. Piętro niżej zatrzymała się przed drzwiami. Wyciągnęła chustkę z kieszeni sukni i próbowała doprowadzić swoją twarz do porządku, lecz co tylko wytarła policzki, zaraz zlatywały kolejne łzy. W końcu wzięła się w garść i nieśmiało, i cicho zapukała do drzwi. Usłyszała niewyraźne „proszę” i weszła do środka. Bóg siedział przy dębowym biurku. W ręku miał długopis, którym pisał coś na lekko zżółkłym papierze. Nie zwrócił uwagi na służącą, nawet na nią nie spojrzał.
                - Panie, jest taka drobna sprawa - mówiła nieśmiało, bojąc się. - No, bo… Yy… Karolina… Ona zniknęła - wypowiedziała szybko.
                - Co?! - krzyknął rozwścieczony Hades gwałtownie wstając, zwalając przy tym czerwony fotel.
                Nie czekając na wyjaśnienia służącej udał się przeznaczonego dla Karoliny pokoju.
                - Niech to! Wyskoczyła przez okno - powiedział wciągając materiał z powrotem.                - Przepraszam, panie. To moja wina.
                - Tylko mi tutaj nie rycz. Nie mam zamiaru znosić jeszcze ciebie. Wystarczy, że mam z nią wystarczające problemy. W tej chwili przywołaj Cerbera!           
***
                Karolina nie spała długo. Otoczona niemiłym snem, nie była w stanie długo spać. Spojrzała na bramę, była ona lekko uchylona, lecz z głębi podziemi usłyszała głośne szczekanie psa. Nie zastanawiała się ani przez chwilę, jak najszybciej ruszyła przed siebie i ani razu nie spojrzała wstecz. Odgłosy szczekania zaczynały znikać, coraz bardziej. Wkrótce ujrzała słońce. Piękną, złotą kulę świecącą na niebieskim eterze. Chyliła się ona ku horyzontowi. Karolina lekko się zasmuciła, lecz widok, choć przez chwilę napełniła jej serce szczęściem. Zwolniła już tempa. Szła spokojnie i nie przejmowała się nocą. W końcu uczuła znużenie. W słabym blasku księżyca ujrzała niewielką budowlę na wzgórzu. Podeszła do wrót i zapukała. Nie usłyszała odpowiedzi, ani żadnych dźwięków. Delikatnie otworzyła drzwi. Panował tam mrok, nic nie widziała. Idąc przed siebie potknęła się o stopień schodów. Wolała nie iść dalej, aby nie zrobić sobie krzywdy. Na marmurowych i zimnych schodach znów zasnęła, lecz tym razem nieco spokojniej.
                Następnego dnia obudził ją czyjś głos. Otworzyła oczy i niemrawym spojrzeniem wyróżniła ludzką sylwetkę, która stała nad nią. Na początku zlękła się, ponieważ myślała, iż to Hades, jednak wkrótce ta myśl ją odbiegła.
                - Dziewczyno, co tu robisz? - spytał mężczyzna.
                - Ja zabłądziłam, nie miałam gdzie spać, więc przyszłam tutaj - tłumaczyła się z mocno bijącym sercem.
                - Nie jesteś stąd, prawda?
                - Nie.
                - To widać. Tutaj nie można nikomu wchodzić, tylko mnie i moim uczniom oraz podczas specjalnych dni. Jesteś w świątyni poświęconej Hadesowi! - dziewczyna szeroko otworzyła oczy, zbladła, a serca jeszcze mocniej zaczęło bić. - Będziesz teraz musiała go przebłagać, gdyż innymi razy może się za to na tobie zemścić.
                - Więc… Co mam zrobić?
                - Myślę, że zwykła modlitwa wystarczy. Proszę, połóż palce na tym ołtarzu i po prostu go przeproś.
                Karolina nieśmiało położyła rękę na ołtarzu. Zamknęła oczy, aby wyglądało to bardziej realistycznie.
***
                Hades szedł korytarzem swego zamku, gdy nagle poczuł czyjś dotyk na policzku. Był on przyjemny, delikatny i bardzo czuły - był zszokowany, zatrzymał się i szeroko otworzył oczy. Odwrócił się, lecz nikogo tam nie było. Opuszkami palców dotknął tego miejsca, gdy usłyszał jej głos - „Proszę, niech to będzie tylko zły sen, niech się okaże, że tak naprawdę zrobiłam coś głupiego i za niedługo obudzę się w szpitalu, gdzie będą moi rodzice i przyjaciele, gdzie będę w tym głupim dwudziestym pierwszym wieku. Gdzie będzie Michał i przeprosimy się, gdzie będę mogła normalnie żyć, proszę. Niech to będzie zwykły koszar…”
                W jednej chwili Hades odwrócił się i ruszył w stronę stajni.
***


                 Karolina po wyjściu ze świątyni została poinformowana gdzie znajduje się najbliższe miasto. Znajdowała się niecałe cztery godziny drogi na północ. Wzięła głęboki wdech. Nie chciała myśleć, co zrobi, gdy dotrze do tego miasta. Przecież ona na niczym się nie znała, dosłownie. Była dobrym informatykiem, dobra ze sportu, świetnie radziła sobie z matematyką i językiem polskim, lubiła fizykę, geografię i chemię, ale co z tego?! Przecież w tych czasach kobiety nie były nawet obywatelami!
                I czym ona będzie się zajmować, jak nawet szyć nie potrafi. Zaraz się kuje i wszystko wychodzi jej krzywe. Gdyby chociaż gotować potrafiła… ale nie, po co miała się uczyć gotować? Jak mogła być tak głupia i nie nauczyć się gotować w wieku nastoletnim?!
                Po czterech godzinach z postojami zauważyła na niewielkim pagórku cywilizację. Była zachwycona, lecz równocześnie bała się. Ostatecznie śmiało ruszyła naprzód.
                Na miejscu, gdzie powinien być rynek, panowało duże zamieszania. Wiele bardzo młodych kobiet było uprowadzanych przez mężczyzn i stawianych w jednej linii, jak do egzekucji. Patrzyła na całe widowisko z zapartym tchem, lecz nie z podziwu, lecz lęku, który teraz wzmocnił się jeszcze bardziej. Jednakże wiele kobiet tylko się temu przyglądało, a starsze płakały, najprawdopodobniej za swoimi córkami. Karolina widziała różnicę pomiędzy tymi kobietami. Te, które były prowadzone przez mężczyzn miały rozpuszczone włosy i białe chitony, kobiety wolne zaś miał włosy spięte w koki i różnego koluru ubrania, prócz białych. Karolina spojrzała na siebie, gdy poczuła silny uścisk na ramieniu, a następnie została postawiona w rzędzie razem z pozostałymi.
                Gdy wszystkie były już ustawione, na środek wyszedł mężczyzna. Był w średnim wieku, jasne loki spadały mu na czoło i ramiona, a błękitne oczy zwróciły się na wszystkie dziewczyny.
                - Drodzy obywatele! - zaczął głosić przemowę. - Jak wiecie na naszej ziemi panuje nieurodzaj, dlatego postanowiliśmy złożyć ofiary! Niestety na nic się one zdały, a nasz jasnowidz powiedział, że należy złożyć ofiarę z niezamężnej, młodej kobiety! Pośród tych oto tutaj zebranych niewiast wybierzemy jedną najładniejszą i złożyły ją w ofierze!
                Niektórzy zaczęli klaskać, a większość kobiet krzyczeć z rozpaczy nad swoimi córkami. Karolinę przeszedł dreszcz, spojrzała na swoje współzawodniczki. Większość była po prostu piękna. Ich białe chitony idealne komponowały się z różaną cerą, a rude włosy swobodnie obadały na delikatne ciało. Nie miała przy nich szans, Karolina nie była aż tak ładna, przynajmniej ona tak uważała. Nie miała kompleksów, że jest za brzydka, nie zgrabna i tym podobne, ale potrafiła porównać czyjąś urodę do swojej.
                Koło mężczyzny stojącego na środku rynku zebrało się kilku innych. Wyglądali na arystokrację, gdyż ubrani byli w pięknie zdobione szaty, patrzyli na wszystkich z góry, a głowy mieli dumne uniesione. Przez chwilę naradzali się, po czym zaczęli oglądać wszystkie kobiety po kolei z daleka. Co chwilę jakiś pokazywał palcem, a wtedy wszyscy zwracali na nią wzrok i rozprawiali o niej.
                - Hej, ta się zdaje najładniejsza, może tą złożymy?! - krzyknął ktoś do reszty, a gdy wszyscy popatrzyli na Karolinę, zaczęli rozmawiać nieco dłużej niż o reszcie.
                W mig pojawili się dookoła niej mężczyźni, którzy znacząco przyglądali jej się i kiwali głowami ze satysfakcją.
                - Nada się! - wreszcie ktoś wykrzyknął, a wtem dwóch mężczyzn chwyciło ją za ramiona. Karolina szybko sobie z nimi poradziła, a cała reszta była wstrząśnięta, że dziewczyna takiej nikłej postury bez problemu pokonała dwóch rosłych i silnych mężczyzn. Szybko dookoła niej zbiegło się ich więcej, Karolina dzielnie walczyła, gdy nagle ktoś rzucił na nią linę, nie mogła się poruszyć, wtedy właśnie wzięli ją na ręce i wyprowadzili.
                Z ciemnego więzienia wyprowadzono ją następnego dnia, kiedy miały odbyć się uroczystości. Potężnie uzbrojeni mężczyźni otaczali ją z każdej strony, szli w kierunku wielkiego stosu. Dziewczyna szamotała się i krzyczała, lecz na nic jej się to zdało, przywiązali ją do grubego, drewnianego pala, który znajdował się na stosie mniejszych gałązek drzew. Ludzie zebrali się dookoła, nikt nawet nie próbował jej pomóc. Wreszcie podpalono stos. Kiedy ogniste języki zaczęły dotykać jej ciała, z jej gardła wydobył się niemiłosierny krzyk bólu i rozpaczy. Czuła, że to koniec, że umrze tutaj, w tym dziwnym świecie, który był przeszłością i to daleką.
                Jednak nagle niebo zachmurzyło się, ziemia się rozstąpiła, a z niej na czarnym rydwanie, zaprzężonym w cztery czarne rumaki, wyleciał Hades, który jednym chwytem złapał dziewczynę i delikatnie posadził ją na podłodze swego pojazdu.
                Karolina płakała i krzyczała jednocześnie. Miała poparzone ręce i nogi, samo siedzenie sprawiało jej niemiłosierny ból. Hades bez zastanowienie rozkazał swoim rumakom, aby prowadziły na Olimp, do lekarza. Odłożył lejce i pomógł jej wstać. Chwycił ją jedną rękę za talię i mocno do siebie przycisnął. Zemdlała.


Przejdź do:
-Rozdział poprzedni: Rozdział 3
-Rozdział następny: Rozdział 5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon by Impressole