niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 6

                Karolina siedziała w ogrodzie dobre trzy godziny i już czuła zmęczenie. Odchyliła wrota prowadzące na korytarz i zastanawiała się, w którą stronę ma iść. A może lepiej poczekać, aż ktoś po nią przyjdzie? Nie! Nie jest dzieckiem i przynajmniej spróbuje jakoś dojść do swojego pokoju, a przynajmniej do jakiś ludzi, którzy jej pomogą. Jednakże co innego powiedzieć, a co innego zrobić. Szybko pogubiła się w ciągu różnych korytarz, skrzyżowań i rozwidleń. Nie miała zielonego pojęcia, gdzie jest. Zaczynała pomału panikować. Ze strachu chwyciła kawałek swojego chitonu i zaczęła miętolić go w rękach.
                Niespodziewanie za jej plecami rozległo się szczekanie. Zatrzymała się gwałtownie, a serce o mało nie wyskoczyło z jej piersi. Strach kompletnie ją sparaliżował, nie mogła się ruszyć, krzyknąć, dosłownie nie mogła nic zrobić. Czuła ciarki na całym ciele, a szczekanie stawało się coraz donioślejsze. Wreszcie zebrała się w sobie i pomału odwróciła. 

Cerber groźnie patrzył na nią i wytrzeszczał potężne kły. Stawiał wolne kroki, co tylko przerażało ją jeszcze bardziej. Czuła się, jakby tylko czekał, aż zacznie krzyczeć, płakać, uciekać. Wprawdzie nic jej nie pozostawało jak ucieczka, chociaż zawsze słyszała, żeby nie uciekać przed psem.
                Ale co zrobić? Adrenalina, to adrenalina. A strach pozbawia racjonalnego myślenia. Karolina przełamała niewidzialną barierę i zaczęła uciekać. Z miejsca usłyszała za sobą powarkiwania i szczekanie. O wiele ostrzejsze niż dotychczas.
                Pech chciał, że trafiła na ślepy zaułek. Zaczęła walić pięściami w ścianę, ale nie dało to niczego. Z jej oczu wylatywały łzy, odwróciła się plecami do ściany, zjechała do pozycji siedzącej i czekała na rychłą śmierć. Cerber stanął pół metra przed nią. Z jego paszczy wyciekała ślina, a czerwone oczy nie zdradzały żadnej litości. Przyglądał się jej i szczekał równie groźnie co przedtem. Karolina spojrzała na niego. Gdyby nie ta sytuacja, mogłaby powiedzieć, że jest piękny. Jego czarna sierść lśniła, była gęsta i na pewno przyjemna w dotyku. Zęby były białe jak śnieg, a czerwone oczy zdawały się mówić o dużej inteligencji zwierzęcia. I wcale nie miał węży zamiast ogona! Wszystkie trzy szyje miały na sobie brązowe obroże. Wtedy jej wzrok utkwił na środkowej szyi. Tam obroża zdawała się być tak mocno zaciśnięta, że aż wbijała się mocno w krtań. Faktycznie, tamta głowa psa nie szczękała tak często, a oczy miała lekko zamglone.
                Karolina ostrożnie wyciągnęła rękę, ale pies rzucił się na nią i gdyby szybko jej nie zabrała, straciłaby rękę. Teraz już się nie bała. Odwagi dodawała jej determinacja, aby ulżyć zwierzęciu w cierpieniach, nawet jeżeli groziło to śmiercią.
                - Mogę? - jeszcze raz spojrzała na zwierze.
                Cerber odsunął się na krok od niej i złagodniał. Już nie szczekał, ale intensywnie się w nią wpatrywał. Dziewczyna pomału przysunęła się, po czym chwyciła za czarną klamrę całkowicie odpinając obrożę. Uśmiechnęła się na widok ogromnego psa, którego wyraźnie ogarnęła wielka ulga.
                - Teraz będzie twoim dłużnikiem po wszech czasy.
                Pies gwałtownie odwrócił się, a na widok swego pana, szybko schował się za plecami Karoliny i zaczął skomleć. Nie był strachliwy, tak naprawdę bał się tylko dwóch rzeczy, a jedną z nich był właśnie Hades. Jego pan był jeszcze bardziej bezlitosny od niego samego, wymierzał mu srogie kary za popełnienie najmniejszego błędu i nigdy nie odpuszczał.
                - Ty mu zacisnąłeś tak mocno obrożę? - spytała nieco rozgniewana.
                Czarnowłosy wzruszył ramionami obojętnie.
                - Chyba oszalałeś! Przecież on mógł się udusić! - naskoczyła na niego gwałtownie podnosząc się.
                - Ech… Znowu się zaczyna - odetchnął głęboko.
                - Tak, znowu. Nie można tak traktować zwierząt! Co on ci zrobił, że o mało go nie udusiłeś?
                - O mały włos cię nie zabił i ty jeszcze się pytasz, co mi zrobił?
                - A nie było można spytać mnie, co o tym myślę?
                - Nie, bo to mój pies i mogę robić z nim, co mi się żywnie podoba! - krzyknął na nią.
                - Nie w mojej obecności! - odkrzyknęła mu przybliżając się o krok.
                Wtedy Cerber złapał zębami za chiton swej wybawicielki i począł delikatnie ciągnąć. Wiedział czym kończy się sprzeciwienie Hadesowi, dlatego chciał uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi, w szczególności, jeżeli chodziło o jego wybawicielkę.
                - Tu jesteście, a ja wszędzie was szukam! - w korytarzu nagle pojawiła się Temida.
                Jak zwykle promiennie się uśmiechała, jakby w ogóle nie wyczuwała napiętej atmosfery zaistniałej pomiędzy tych dwojgiem. Bogini pewnym ruchem złapała Karolinę za ramię i pociągnęła za sobą, nie przejmując się Hadesem, który śledził je wzrokiem.
                Karolina i Temida miło spędziły czas. Pospacerowały po ogrodzie, wyszły trochę przed zamek, zajrzały do stajni i sali tronowej. Karolina szybko zorientowała się, że bogini sprawiedliwości jest doskonale obeznana z zamkiem. Gdy spytała ją o to, ta odpowiedziała tylko, że niegdyś była tutaj częstym gościem.
                Dzięki Temidzie, Karolina nauczyła się wielu rzeczy o innych bogach i nie tylko, a w zamian ona opowiedziała jej o swoim świecie.

***
               
                Miały kolejne dni i tygodnie. Nie obyło się bez sprzeczek i głośnych kłótni pomiędzy panem podziemi a jego wybranką. Karolina nigdy nie dawała za wygraną, nigdy nie odpuszczała. Nie wiedziała jednak, że jej zachowanie najbardziej pociągało jej porywacza. Jednakże mimo ciągłych kłótni, śmiała się coraz częściej, była pełna życia i pomału zaczynała odnajdywać się w zamkowym labiryncie. Często towarzyszył jej Cerber, który stał się jej lojalnym pomagierem i pupilem. Nowo poznana bogini dość często odwiedzała ją w królestwie ciemności, a związku z czym stały się dobrymi przyjaciółkami. Raz Karolina spytała Hadesa, czy może wychodzić na powierzchnię, a on zgodził się pod warunkiem, że będzie jej towarzyszyć. Dzięki temu ich relacja znacznie się pogłębiły, a pewnego dnia Hades powiedział, że da jej wszystko, co tylko będzie chciała. Jej wybór był prosty, który w ogóle nie zdziwił go, jednak sprawił małe kłopoty, chociażby ze względy na jego bezpieczeństwo.
                I tak minęły dwa miesiące, odkąd przybyła do krainy Hadesa.


***

                W Hadesie niespodziewanie zaczęły rozbrzmiewać przecudowne dźwięki liry. Nagle wszystko ucichło, każdy w pełnym skupieniu przysłuchiwał się tej niesamowitej, pełnej czarodziejstwa grze. Był to Orfeusz, syn Apollina i Kalliope. Niespodziewanie zjawił się w zamku pana całego podziemia. Orfeusz stanął przed Hadesem i grając na swoim cudnym instrumencie żalił się i skarżył. W ten u boku boga podziemi, na tronie, usiadła Karolina i z wielką uwagą przysłuchiwała się temu przedstawieniu. Jeszcze nigdy nie słyszała czegoś równie pięknego, a nie była zwolenniczką takiej muzyki. Hades jednak z kamienną, nieubłaganą miną słuchał go uważnie. Doskonale wiedział, kim jest Eurydyka, gdyż akurat zjawił się na jej sądzie, gdzie mówiono o niej i jej mężu. Gdy tylko Orfeusz zakończył swoją grę, Hades mu odparł.
                - Przykro mi, lecz nie mogę spełnić twojej prośby. Eurydyka umarła i nikt nie jest w stanie nic zrobić. Tanatos dopadnie także ciebie, więc jeżeli będziesz wieść prawe życie, wkrótce się z nią zobaczysz - Hadesa najwyraźniej nie uwiodła cudowna gra Orfeusza i jego dramatyczna historia.
                Orfeusz chciał się sprzeciwić, wytłumaczyć jeszcze raz, że nie jest w stanie bez niej żyć, tak bardzo ją kocha. Chciał powiedzieć, że nie odejdzie, póki mu jej nie zwrócą. Karolina zauważyła to, ale doskonale wiedziała jak kończy się sprzeciwienie panowi zła i cierpienia, więc wyprzedziła go w słowach, aby to w razie czego na nią spadł jego gniew.
                - Ale Hadesie! Coś ty taki nieprzebłagalny? Co ci szkodzi uwolnić jedną nimfę, skoro i tak wiesz, że ona prędzej czy później tutaj wróci? Zlituj się nad tym człowiekiem, nie bądź bez serca! Spójrz, przybył do Hadesu, do krainy zmarłych, mimo że jest śmiertelnikiem, dosłownie spojrzał śmierci w oczy. W dodatku zrobił to w imię miłości. Przecież to przejaw nadludzkiej odwagi, kochania Eurydyki! - Karolina starała się mówić bardzo uczuciowo, gdyż sądziła, iż to może w większym stopniu wpłynąć na Hadesa. Słuchał jej, lecz wciąż utrzymywał ten kamienny, obojętny na wszystko wyraz twarzy.
                - Karolina, jesteś tutaj już ponad dwa miesiące, a nadal nie zrozumiałaś, że moja wola jest niezmienna? - w jego głosie pojawił się gniew, który z lekka ją przestraszył, lecz wiedziała, że nic jej nie zrobi i brnęła dalej.
                - Uważam tylko, że to nie sprawiedliwe! - Karolina wstała z oburzenia i złości, Hades jeszcze bardziej się zdenerwował. - Każdy zasługuje na drugą szansę! I śmiertelnik, i bóg, i nimfa, i wszystko rozumne, co tam jeszcze jest! Ty także dostałeś ode mnie drugą szansę, więc wiesz jak to jest!
                - Ja dostałem od ciebie drugą szansę?! - Hades także wstał, lecz jego głos był bardziej donośniejszy i o wiele bardziej gniewny. - To chyba ty dostałaś ode mnie kolejną szansę. Gdyby nie ja, to już dawno zostałabyś spalona na tym cholernym stosie! - w Karolinie teraz się gotowało.
                - Tak?! A przepraszam bardzo, przez kogo znalazłam się na tym stosie, bo na pewno nie z własnej woli!
                - Gdybyś się słuchała, była posłuszna i nie myślała o jakiś idiotycznych planach ucieczki, to by do tego nie doszło!
                - Idiotycznym jest to, że chciałam się uwolnić od jakiegoś nieznajomego człowieka?! No kto to widział?! Moim zdaniem osoba przetrzymywana przez kogoś, i która nie próbuje żadnego sposobu ratunku, to jest jakimś masochistą!
                - Jakoś ja nie miałem z tym żadnego problemu, tylko ty wszystko wyolbrzymiasz! Przecież ja ciebie także nie znałem, a jakoś mi to nie przeszkadzało! Dla mnie to było zupełnie normalne!
                - Oo, tak... Zupełnie normalne jest to, że pewnego dnia spotykam dziwnego gościa, który otumania mnie jakiś dymem, potem budzę się w jakimś dziwnym pokoju, który pierwszy raz na oczy widzę, z cholerną koroną na głowie, ubraniem jakiego jeszcze nigdy nie widziałam i na pewno sama go nie ubierałam, potem okazuje się, że znajduję się w zamku cholernego pana podziemi, który na samym wstępie okazuje się być jakimś pieprzonym despotą i myśli, że przeniesienie dziewczyny z dwudziestego pierwszego wieku do czasów starożytnych, aby została jego żoną, to coś zupełnie normalnego i na pewno mu się podporządkuje! No brawo! Może dla ciebie to jest normalna rzecz, ale u mnie to coś jest zupełnie sprzecznym i w dodatku karalne co najmniej do trzech lat w więzieniu! Masz coś do powiedzenia?! - Karolina przy każdym słowie wyrażała swoją ironię tonem i odpowiednimi gestykulacjami.
                Karolina przez bardzo długi czas kumulowała to wszystko w sobie i teraz przyszła odpowiednia chwila, aby to wszystko z siebie wyrzucić, dlatego z wielką przyjemnością, odwagą i pewnością siebie wykrzyknęła to wszystko Hadesowi prosto w twarz. Ten po pewnym czasie nawet zrobił krok do tyłu. Jeszcze nikt nigdy nie mówił do niego takim tonem, jeszcze nigdy nikt tak się przy nim nie zachował. Wszyscy zawsze się go bali, budził grozę i lęk, dlatego jego spojrzenie onieśmielało każdego, nawet samego Zeusa. A jednak ta dziewczyna - dziewczyna, którą wybrał sobie na żonę - potrafiła mu się przeciwstawić. Hades przez dłuższy czas nic nie mówił, tylko patrzył się na nią.
                - Tak myślałam - odpowiedziała, po czym odwróciła się i odeszła.
                Hades patrzył jak Karolina odchodzi  rozzłoszczona, wiedział jednak, że zaraz odzyska swój dobry humor, jak zawsze zresztą.
                Usiadł spokojnie na swoim tronie, a na jego buzi zagościł uśmiech, po czym bezdźwięcznie, delikatnie zaczął się śmiać.
                - Co za dziewczyna - powiedział sam do siebie, gdy znów wrócił do Orfeusza. - Zgoda. Możesz zabrać ze sobą z powrotem Eurydykę. Jednakże będzie ją odprowadzać Hermes, który wraz z nią będzie podążać za tobą. Przestrzegam cię - tutaj z jego twarzy znikł uśmiech - że jeżeli choćby na małą chwilkę odwrócisz się w jej stronę, zanim przekroczysz granice królestwa zmarłych, stracisz ją na zawsze i nie będzie już więcej powrotu tutaj.
                - Och! Dziękuję ci, panie! - Orfeusz zaczął płakać ze szczęścia, Hades dźwignął się z miejsca, po czym spojrzał na niego surowo.
                - Nie dziękuj mi, ale mojej żonie, Karolinie.
                - Będę ją wysławiał po kres moich dni! - ucieszył się, po czym wyszedł.
                Nie czekał długo, zanim pojawił się Hermes, lecz nie pokazał mu Eurydyki. Gdy byli już przy samym wyjściu, Orfeusz obejrzał się za siebie, a wtedy stracił ją na zawsze i nie wpuszczono go więcej do krainy zmarłych.
                Hermes po odprowadzeniu z powrotem duszy Eurydyki powrócił do Hadesa.
                - Nie wierzę, obejrzał się - mówił panu podziemi. - Przecież wystarczyło, aby wyszedł z Hadesu, nic więcej.
                - Wiedziałem, że nie wytrzyma, dlatego postawiłem mu taki warunek - tłumaczył bóg.
                - Ale skąd? I dlaczego?
                - Widziałem jego poświęcenie, przyszedł tutaj jako żywy człowiek, przyszedł z powodu miłości. Rozumiałem go, nie potrafił żyć bez swojej ukochanej, dlatego postawiłem mu taki warunek. Wiedziałem, że ta tęsknota, niecierpliwość i ciekawość zmuszą go do tego, że nie wytrzyma aż opuści bramy Hadesu.
                - Ale dlaczego nie pozwoliłeś mu się obejrzeć?
                - Żeby nie poznał tajemnicy śmierci. Gdyby się odwrócił i ujrzał ją, od razu poznałby sekret śmierci i na pewno wygadałby go wszystkim, kogo by spotkał. Nie mogłem na to pozwolić. A w ogóle w końcu sam także jestem mężczyzną i byłem w stanie zrozumieć jego żal. Chciałem pokazać mu moją litościwość oraz władzę, a przy okazji nie dopuściłem, aby jakaś dusza opuściła Hades. A także przecież Eurydyka stanęła już przed sądem i napiła się z rzeki Zapomnienia. Nie pamięta go już.
                - Wracając do twojego wcześniejszego wywodu, nie rozumiem. Jak to „rozumiesz go”?
                - Bo gdyby ktoś zabrałby mi Karolinę, to na pewno zrobiłbym to samo co on, poszedłbym choćby na kraniec świata, aby ją odnaleźć - uśmiechnął się pod nosem i dalej zaczął patrzeć przez okno, na Karolinę, która bawiła się z Cerberem. Widział w jej ruchach zdenerwowanie, a patyk, który cały czas wyrzucała przed siebie, leciał niesamowicie daleko. Widział jak była spięta i ledwo utrzymywała złość na wodzy. Ciekawa sytuacja. Trudno domyśleć się, co wymyśli później.

Przejdź do:
-Rozdział poprzedni: Rozdział 5
-Rozdział następny: Rozdział 7

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon by Impressole