niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 5

                Karolina pomału zaczynała się budzić. Nie miała pojęcia, gdzie jest. Przed oczami miała tylko zamazany obraz, jakby patrzyła przez mgłę, więc zaczęła się podnosić, gdy ktoś nagle położył ją z powrotem.
                - Leż. Musisz odpoczywać.
                - Kim jesteś?
                - Lekarzem, nazywam się Asklepios. Hades przywiózł cię tutaj z dużym oparzeniem, ale już się tym zająłem.
                - Wolałabym już zginąć - skarżyła się. - Nie chcę nawet na niego patrzeć.
                Karolina widziała już wyraźnie, więc bez problemu mogła zauważyć starą twarz lekarza. Siwowłosy mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
                - To dziwne, bo on raczej uważa inaczej.
                - Co? - niezrozumiała.

                - Trwał przy tobie przez cały ten czas. Nawet na chwilę nie odszedł. Dopiero teraz wyszedł, z trudem go wygoniłem, sam musiał wypocząć, był wykończony. Słyszałem jeszcze jak mamrocze do siebie „to wszystko moja wina”.
                Po czym zostawił ją samą z własnymi myślami. Po pół godzinie przyszedł Hades. Jak zwykle wszedł cicho, więc Karolina nie usłyszała go. Wciąż wpatrywała się w sufit, lecz jej prawa ręka spoczywała nieco pod krtanią, jakby coś tam trzymała. Nuciła sobie dziwną melodię, na którą Hadesowi serce zabiło mocniej.
                - Cieszę się, że już się obudziłaś - powiedział nagle.
                Karolina gwałtownie spojrzała na niego, przestała nucić i zabrała rękę z ciała.
                - Szkoda tylko, że tutaj, a nie w domu - odpowiedziała wrogo. Hades postanowił nie odpowiadać. Zapanowała głucha cisza, którą przerwała Karolina. - Dziękuję - mówiła cichym, skruszonym głosem.
                - Za co? - ukrył swoje zdziwienie.
                - Za to, że mnie uratowałeś i przywiozłeś tutaj.
                - To nic takiego. Chcesz czegoś?
                - Nie.
                - A może jednak?
                - Nie, dziękuję. Nie chcę niczego - jednak jej słowom zaprzeczył żołądek, który głośno dał się jej we znaki. - Zdrajca - rzuciła spojrzawszy w dół. 
                Hades zaśmiał się szczerze, na co Karolina zdziwiła się. Jak taki okrutny i bezlitosny mężczyzna mógł śmiać się tak… normalnie?
                - Twoja wola jest zupełnie sprzeczna z żołądkiem.
                - Ech… No dobrze. Ale nie chcę żadnych owoców! Jeszcze zrobisz ze mną to, co z Korą.
                - Ja Korze nic nie zrobiłem. To ludzie napisali taki mit, aby wytłumaczyć zjawisko pór roku. Tak naprawdę widziałem ją chyba raz albo dwa w życiu. I uwierz mi, jesteś o wiele lepsza od niej.
                - To miał być komplement? Bo jakoś nie poprawił mi humoru.
                - Bo nie miał ci go poprawiać, tylko uświadomić, że nic mnie nie łączy z kimś takim jak Kora i jej chorą matką, a ty liczysz się dla mnie o wiele bardziej, niż każda inna - Karolina przez chwilę patrzyła na niego, jakby próbowała go rozgryźć.
                - Nie lubisz Demeter, prawda?
                - Nie znoszę. Ale to ona zaczęła. Zawsze miała do mnie jakieś skargi, bo nie jestem litościwy, bo nie daję ludziom nadziei i jeszcze jednej szansy. Ale ona nie rozumie, że ja nie mogę zmieniać świata, jak mi się podoba. Nie mogę wynagrodzić grzesznych.
                - Jakoś ja mam odmienne zdanie. Zmieniłeś świat na swoje „widzi mi się” porywając mnie. Przecież zmieniłeś przez to cały bieg historii! - odpowiedziała po chwili.
                Hades uśmiechnął się arogancko.
                - Uwierz mi, że porywanie kobiet w większości przypadków należy do natury bogów - po tych słowach wyszedł.
                Po dziesięciu minutach Hades przyniósł jej pieczone mięso i sok na srebrnej tacy, do tego kiść winogrona. Położył to przed Karoliną, a ona przez chwilę przyglądała się temu nieufnie, w szczególności złotemu pucharowi, w którym znajdowała się pomarańczowa ciecz.
                - Ale to nie jest nektar lub ambrozja, prawda?
                - Za kogo ty mnie uważasz? Za kłamcę?
                - Za porywacza i zboczeńca - zaplotła ręce na piersi i odwróciła od niego głowę.
                - Dlaczego zboczeńca?
                - A kto mnie przebrał w ten chiton?! - naskoczyła na niego.
                Hades zaśmiał się.
                - Eureka to zrobiła. Myślisz, że nie mam nic innego do roboty jak obmacywać cię, gdy jesteś jak nieżywa?
                Karolina już miała coś odpowiedzieć, gdy wtem otworzyły się drzwi, a w nich stanęła kobieta. Na jej jasnej twarzy gościł przyjazny uśmiech podkreślony czerwoną szminką lub czymś podobnym, w każdym bądź razie miała krwisto czerwone usta, które świetnie komponowały się z miodowymi oczami. Złote włosy miała zapięte w koka i tylko pojedyncze kosmyki opadały na jej gładkie czoło. Błękitna tunika przepasaną pasem koloru srebrnego delikatnie falowała pod wpływem jej zgrabnych kroków.
                - Witaj, Hadesie! Jak dawno cię widziałam! - wtedy spojrzała na Karolinę, a jej uśmiech zamienił się w zdziwienie. Znów spojrzała na pana podziemi. - Kto to jest?
                - Karolina, moja przyszła żona.
                - Żadna twoja przyszła żona! - krzyknęła na niego rozwścieczona, ale on tylko uśmiechnął się z wyższością i nachylił się nad nią.
                - Jeszcze się przekonamy - zniżył głos odpowiadając zawadiacko, lecz nowoprzybyła kobieta także go usłyszała, uśmiechnęła się leciutko.
                Hades wyprostował się i spojrzał na Temidę rozbawionym wzrokiem, a ona z podziwu nie mogła nic odpowiedzieć.
                - A żebyś wiedział, że się przekonamy! - warknęła Karolina i rzuciła w niego dwoma owocami winogrona, które trafiły w jego zbroję.
                Hades spojrzał na nią rozwścieczony, a ona ani na chwilę nie pozostała mu dłużna i zrobiła to samo zaplatając ręce na klatce piersiowej. Przestali piorunować się spojrzeniami dopiero wtedy, gdy po pokoju rozniósł się słodki i ciepły śmiech Temidy. Oboje patrzyli na nią jak na wariatkę.
                - Oj dzieci, dzieci. Że też się tak dobraliście. Aż boję się pomyśleć, co stanie się z podziemiami podczas tego waszego związku - Temida złożyła ręce i uśmiechnęła się do nich od ucha do ucha.
                Karolina patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami. Nie mogła uwierzyć, że istnieje tak miła i ciepła osoba jak ona. Było w niej coś niezwykłego.
                - Pozwolisz, Hadesie, że kiedyś odwiedzę twoją wybrankę w podziemiach?
                - Czemu nie? Przyda jej się kobiece towarzystwo - wzruszył ramionami, po czym wyszedł.
                - Czekaj, jeszcze nie skończyłam! - krzyknęła za nim, ale on tylko zaczął się śmiać diabolicznie.
                - Więc, witaj, Karolino. Ja jestem Temida, bogini sprawiedliwości - usiadła na skraju jej łóżka.
                - Cześć - odpowiedziała tylko lekko zmieszana.
                - Och, uśmiechnij się! Chyba nie jestem taka odpychająca, prawda? - zaśmiała się Temida, a Karolina odpowiedziała na to lekkim uśmiechem. - O, widzisz. O wiele lepiej.
                - Zawsze taki był? - spytała wreszcie.
                - Kto? Jaki? - nie rozumiała.
                - Hades. Taki… władczy... pewny siebie i arogancki.
                - Oj, uwierz mi, że tutaj każdy bóg płci męskiej jest arogancki. To ich wrodzona cecha i nic na to nie poradzisz. Nie widzą nic prócz czubków własnych nosów, a w szczególności Wielka Trójca.
                - Wielka Trójca? - zmarszczyła brwi.
                - Główni, najsilniejsi z nas wszystkich. Hades, Posejdon i Zeus. Hades jest najsilniejszy, bo jest najstarszy, przez co każdy się go boi. To jest także powód tego, że jest taki… nieokrzesany. Nie potrafi zbytnio rozmawiać z ludźmi ani z nikim innym, ponieważ praktycznie nigdy nie miał z kim tego robić. Jest przyzwyczajony do narzucania wszystkim swojej woli.
                - O tym akuratnie przekonałam się chyba jak nikt inny - wtrąciła.
                - Hades nie jest jedynym, który porwał kobietę i zmusił ją do małżeństwa. Tak zrobili także Posejdon i Zeus. Hefajstos wziął na litość Zeusa i wyprosił Afrodytę.
                - Matko, wy jesteście jacyś chorzy!
                - Spokojnie, Karolino. Pamiętaj, że to starożytność, tutaj panują inne morale społeczne. Przypuszczam, że nie jesteś z tych czasów.
                - Ja jestem z dwudziestego pierwszego wieku i jestem  przyzwyczajona do innych morałów społecznych, a on nie miał prawa mnie porywać!
                - Ty nie odpuścisz, prawda?
                - Nigdy - odpowiedziała pewnie.
                Temida wyszła, a Karolina zjadła obiad, który dostała. Po czym położyła się spać.
  
                - Wstawaj, Śpiąca Królewno. Musimy już jechać
                - Do tej ciemnicy? A w życiu! - przewróciła się na drugi bok plecami do Hadesa.
                - Karolina, mam cię wziąć stąd siłą? Ostrzegam, że nie będzie to miłe.
                - Spadaj na drzewo zrywać banany - rzuciła mu.
                Hades wyciągnął sztylet z pochwy zawieszonej u pas i przyłożył go do gardła Karoliny, ta aż przestała oddychać ze strachu.
                - Jesteś pewna, że nie pójdziesz po dobroci? - wyszeptał demonicznie.
                Karolina nie odpowiedziała, tylko jęknął. Nie była w stanie odpowiedzieć żadnego słowa. Strach dosłownie ją sparaliżował. Mogła się przecież spodziewać po nim wszystkiego. Dosłownie! W końcu już raz walczyli i jakoś nie miał żadnych pohamowań.
                Hades powoli wziął nóż spod jej gardła, a ona posłusznie wstała z łóżka. Nie trzeba było jej powtarzać. Bóg podziemi uśmiechnął się do niej zwycięsko, po czym ruszył w stronę olimpijskich stajni.
                Tak naprawdę Hades nie czuł się z tym dobrze. Nie chciał jej wystraszyć, ale nie pozostawiała mu wyboru. Przecież inaczej nie ruszyłaby się, a nie chciał brać jej na ręce, bo groziło to porządnym kopniakiem lub uderzeniem z pięści. Już dobrze ją znał. Wyrywałaby się i szarpała, aż w końcu musiałby ją wypuścić, a nikt nie wie, co wtedy strzeliłoby jej do głowy. Była nieobliczalna. Mimo to postanowił, że będzie twardy. Nie mógł pozwalać jej na zbyt wiele, gdyż wtedy mogłaby wykorzystywać go bez skrępowania, a to było niedopuszczalne.
                Przeszli trzy korytarze i znaleźli się w stajni. Wprawdzie niczym się nie różniła od zwykłej stajni prócz tego, że było tam nader jasno i biało. Najbardziej odznaczały się czarne jak smoła rumaki Hadesa, które rżały i tupały niebezpiecznie. Wyglądały, jakby zaraz miały rozwalić boks.
                Pan podziemi wszedł sam, a zaraz wyjechał w złoto-czerwonym rydwanie ciągniętym przez sześć koni ustawionych parami. Wyciągnął rękę, aby pomóc dziewczynie wejść, ale ona tylko spojrzała na pojazd nieufnie.
                - Czy to aby na pewno wytrzyma taki ciężar? Nie wygląda na solidne…
                - Spokojnie, przeżył ze mną już nie jedno i możesz mieć do niego zaufanie. A jeżeli nie chcesz jemu zaufać, to zaufaj mi. Nic ci się nie stanie - uśmiechnął się lekko.
                Karolina westchnęła, ale dała się wsadzić do środka. Stała w objęciach Hades, mocno przyciśnięta plecami do jego klatki piersiowej, aby nie wypadła i nic sobie nie zrobiła. Nie podobała jej się zbytnio ta opcja, ale nie miała zamiaru kusić losu i przypadkiem wypaść. Zdzierżyła podróż w miarę dobrze, ale nie odbyło się bez lęku, kiedy rumaki wzbijały się w powietrze lub gwałtownie skręcały na boki lub w dół. W takich chwilach czuła się jak na rollercoasterze i łapała się jego przedramion.
                Najgorszy był zjazd do podziemi. Rumaki, na znak dany przez Hadesa, gwałtownie spuściły się w dół, biegły prawie pionowo, a wtedy Karolina krótko pisnęła i mocno zacisnęła powieki. Poczuła, jak klatka piersiowa boga zaczęła wibrować, co znaczyło, że się śmieje. Wtedy zdała sobie sprawę, że cała ta ekstremalna jazda była na popis i on przez cały czas bardzo dobrze bawił się jej kosztem. Już miała mocno stanąć mu na stopę, ale ostatecznie powstrzymała się od tego ataku przypominając sobie zimne ostrze przyłożone do jej gardła. Wzdrygnęła się odpędzając to wspomnienie.
                Gdy byli już w jego pałacu, dziewczyna odetchnęła z ulgą. Jej nogi drżały i ledwo mogła iść. Spojrzała na mężczyznę, który własnoręcznie po kolei odpinał swoje rumaki, a każdy z nich samodzielnie szedł do swojego boksu, nie trzeba było ich pilnować.
                - Czy podczas swojej pierwszej przejażdżki rydwanem nie mogłeś potem chodzić? - spytała nagle, a on spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem.
                - Nie. Zawsze czułem się dobrze, a co, ty nie możesz?
                - Nie, nie. Nic mi nie jest - machnęła lekceważąco ręką.
                - Na pewno? Jesteś jeszcze trochę blada - podszedł do niej.
                - Naprawdę nic mi nie jest. Po prostu zaprowadź mnie do mojego pokoju - odpowiedziała smętnie.
                - Mam dla ciebie coś lepszego.
                Karolina spojrzała na niego pytająco, ale on uśmiechnął się tylko, po czym złapał ją za rękę i pociągnął za sobą. Normalnie to podziwiałaby korytarze, które mijali, ponieważ były pięknie ozdobione. Posiadały cudowne obrazy, rzeźby, malunki na ścianach. Jednak jej myśli błądziły w zupełnie innym kierunku, a mianowicie: dlaczego, gdy Hades złapał ją za rękę, to przeszedł ją dreszcz? I to nie taki zwykły dreszcz, gdy jest komuś zimno lub boi się. To był… przyjemny dreszcz.
                Jej rozmyślania szybko się skończyły, gdyż oboje znaleźli się przed jakimiś wielkimi, drewnianymi drzwiami. Hades puścił jej rękę i otworzył drzwi, po czym zaprosił ją gestem ręki.
                W środku panował istny raj. To był wielki, przepiękny ogród, w którym rosły najprzeróżniejsze kwiaty, krzewy i drzewa. Przez sam środek prowadziła kamienista droga, a na środku znajdowało się małe oczko wodne z fontanną. Było tam przyjemnie. Ciepło, ale równocześnie rześko. Nigdy się z czymś takim nie spotkała. Jednakże nie wiał tam wiatr i nie było słońcach, ani nieba. Jednak mimo to było jasno, chociaż po suficie rozpoznawała, że to jakaś jaskinia.
                - Co to za miejsce? - zapytała oszołomiona.
                - Twój ogród.
                - Jak to mój? - odwróciła się do niego, na co odpowiedział uśmiechem.
                - Zrobiłem go dla ciebie.
                - Zadałeś sobie tyle trudu dla mnie? - nie dowierzała.
                - Dla ciebie wszystko, kochana.
                - Oczywiście założę się, że ty to tylko wymyśliłeś, a tak naprawdę to wszystko zrobili twoi służący. Nie mylę się?
                - Potrafisz zepsuć piękne chwile - odpowiedział jej z wyrzutem.
                Karolina zaśmiała się głośno.
                - Wiedziałam. To by cię przerosło.
                - Nie znasz moich umiejętności - uśmiechnęła się do niego, po czym spojrzała na ogród niepewnie. Jakby nie wiedziała, czy może iść. - Śmiało, jest cały do twojej dyspozycji.
                Przez chwilę jeszcze patrzył, jak Karolina idzie po kamiennej ścieżce dokładnie oglądając wszystkie rośliny naokoło. Potem odwrócił się i udał do swojego biura. Miał jeszcze dużo papierkowej roboty, a także musiał odwiedzić Tartar, gdyż doszły go słuchy, że Furie ostatnio zaniedbują swoje obowiązki.
               

***
                Usiadł wygodnie w swoim fotelu i zabrał się za czytanie sterty kartek, które leżały na sekretarzyku. Skończył właśnie czytać jedną kartkę, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Krzyknął „proszę”, a zaraz potem weszła do środka Eureka niosąc na srebrnej tacy filiżankę z herbatą. Przypomniał sobie moment, kiedy pokazywał Eurece filiżankę pierwszy raz. Kobieta była naprawdę zainteresowana nowym przyrządem i niechcący go upuściła, który robił się na dwie części. Rozgniewał się wtedy i kazał jej bardzo uważać na filiżanki, a także powiedział, że od teraz będzie herbatę pić tylko w tym.
                Kobieta ostrożnie położyła filiżankę na biurku, z daleka od kartek, po czym odwróciła się, ale gdy była już przy drzwiach, odwróciła się i otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz rozmyśliła się w ostatniej chwili. Zrezygnowana nacisnęła na klamkę.
                - Pytaj - odrzekł Hades nawet nie spojrzawszy na nią.
                Kobieta puściła klamkę i odwróciła się do swojego pana.
                - Ja… Chciałam tylko spytać o Karolinę - mówiła niepewnie.
                - Wszystko z nią w porządku. Trochę nabroiła na górze, ale dostała nauczkę. Poznała na Olimpie Temidę i możemy w każdej chwili się jej spodziewać. Teraz jest w ogrodzie. I… - Hades zaciął się opierając wygodnie o oparcie.
                - Tak? Czy coś się stało? - dociekała służąca, on spojrzał na nią zamyślonym wzrokiem, po czym uśmiechnął się delikatnie.
                - Śmiała się.
                - Naprawdę? - spytała żywo. - Och, ależ to cudownie. Temu dziecku zdecydowanie brakowało śmiechu. Już zaczynałam się martwić, że do końca życia będzie taka smętna. Jeżeli tak dalej pójdzie, to z powrotem odzyska dawne kolory. Jest za blada. Widzę to po jej oczach. Jest wymęczona psychicznie.
                Hades zadumał się na chwilę, po czym ruchem ręki wygonił służącą. Ta ukłoniła się i bardzo cicho wyszła.

Przejdź do:
-Rozdział poprzedni: Rozdział 4
-Rozdział następny: Rozdział 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon by Impressole